Translate

Szukaj na tym blogu

sobota, 22 sierpnia 2015

Ach co to był za dzień - balonowe drzewo i lawendowe wzgórza.





Zaczęło się wszystko od porannego planowania łykendu, który to zapowiadał się długi i dwudniowy i w dodatku z niepewną pogodą. 
Otóż plan pierwszy to było pojechać na koniki z rana a po południu to się okaże.
Plan drugi jeszcze się nie sprecyzował gdy to zadzwonił Tatowy telefon i okazało się że łykend będzie tylko jednodniowy bo coś tam w pracy i że trzeba w niedzielę znowu ratować świat i Taty nie będzie...
Ale do rzeczy... Po szybkim śniadaniu, spakowani i gotowi lecimy sobie na koniki a tu ZONK :( Ostatnie wyścigi sezonu i tysiące autobusów i wszystko dla NORMALNYCH ludzi zamknięte i w ogóle do niczego. A my taki szmat drogi pokonaliśmy aby tu przyjechać. Och jej :(
A planu "B" nie ma.... Wtedy Mama nieśmiało zasugerowała wypad do BALONOWEGO DRZEWA. Nikt do końca nie wiedział co toto jest ale szybko obraliśmy kierunek żeby nie tracić poranka. Dotarliśmy na miejsce jakiś czas później i BALONOWE DRZEWO okazało się uroczą farmą dla miastowych co to nigdy świnek ani kurek nie widzieli chyba że w TV. Odrobinę podobna do tej naszej lokalnej ale inna jednak. Jest tam oczywiście traktor tylko sztuczny, zjeżdżalnia, wspinaczka i wspaniały domek dla maluchów w większości okupowany przez dorosłych. Generalnie super i nawet Mama wypiła swoją pierwszą kawę poza domem(przynajmniej tak twierdzi). Potem tylko szybkie zakupy warzywowe i małe obowiązkowe tantrum i do domu.W domu jak w domu. Obiad i do spania bo siły na popołudnie trzeba zregenerować. A po południu znów w drogę. Mama całą drogę nuciła "lavender is blue dilly dilly, lavender is green" a Ty próbowałeś za nią powtarzać "queen, king"i śmiałeś się do rozpuku :) Po drodze zaliczyliśmy jedną zgubę w trasie a później już było tylko pięknie. Falujące pagórki, wszędobylskie bąki, strome zbocza oraz niekończące się niebieskie wzgórza. Wybiegaliśmy się wszyscy za cały łykend. Tzn Ty biegałeś a my za Tobą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz