

I tak zatem oddaliśmy się zakrojonemu na szeroką skalę zakupowemu szaleństwu. Nie, nie od razu planowaliśmy tak poszaleć, ale jak się później okazało i jak wiemy "w miarę jedzenia apetyt rośnie" i tak to od oglądania, poprzez chęć zakupu tego jednego, jedynego, wymarzonego czegoś, skończyło się na tyci tyci większym czymś, a w zasadzie kilku czegosiach.
Po południu dzięki uprzejmości niebios, deszcz na chwilę odpuścił. Ale żeby nam tak za dobrze nie było to szaro buro jednak pozostało. Ale co tam, my się chmur nie boimy i kiedy tylko babcia oddaliła się na bezpieczną odległość i zniknęła za winklem obmyślając kolejne zakupowe harce, my na bosaka po mokrej trawie hopsasa na trampolinę, która zmoczyła mi pewną część ciała na tyle skutecznie, że powoli się z tej przyjemności wycofałam. Ty natomiast z dziewczynkami hulałeś na całego. Karola ma naprawdę do Ciebie bezgraniczną cierpliwość i ogromne pokłady troski. Z niesamowitym zaangażowaniem przyjęła rolę pacjenta, kiedy doktor Oskar sprawdzał ciśnienie, lub robił zastrzyki, które nie zawsze, jakby to ująć były fikcyjnie bezbolesne. Choć z drugiej strony, czy istnieje bezbolesny zastrzyk? Hmm, obserwując już tych prawdziwych pacjentów, śmiem twierdzić, że jeszcze takowe nie zostały wynalezione.
Jednym słowem była bardzo dzielna, cierpliwie Ci tłumacząc wszystkie zasady zabawy od początku, szczególnie wtedy, kiedy Tobie w głowie siłowanki i podszczypywanki zaczynały marsza grać.
A wieczorem grzecznie do łózia i jak to przystało na idealne dzieci, czytaliśmy, czytaliście aż przyszła pora na Dobranoc :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz