Z
nieukrywanym uśmiechem wspominam wydarzenia z przed kilku dni. Chodż
wtedy do śmiechu nie było mi wcale a wcale. Zbliżał się wtorkowy wieczór
kiedy przerażenia zajrzało nam w oczy. Nadeszła pora spania a tu
ZONK!!! EWAN zaginął!!!!
Nie
chcieliśmy nawet wspominać jegomościa imienia przy Tobie starając sie
przedłużyć moment kiedy się dowiesz o jego oddaleniu z miejsca stałego
pobytu jak najpóźniej. Zwarliśmy szyki i rozpoczęliśmy poszukiwania jak
najszybciej się dało. Tatuś za latarkę i pobiegł do ogródka przeczesująć
krzaczek po krzaczku. Babcia "nu, nu, nu" wciąż powtarzała, że "zimno",
że na dwór EWAN nie wyszedł, że pewnie w domu gdzieś biedaczek się
zakamuflował. My jednak nie daliśmy wiary i poszukiwania rozszerzyły się
na cały teren wewnątrz jak i wokół Twego domku. Po wyczerpujących może
dwudziestu minutach ostatecznie kolega się odnalazł w zupelnie
niespodziewanym miejscu, ukrywając się pod wszystkimi poduchami sofy
jakie tylko znalazł :)
Kiedy
wspominam całą tę akcję, całą konsternację i zaangażowanie wszystkich
członków rodziny w akcję poszukiwawczą, próbuję sobie wyobrazić co
pomyślałby zwykły obserwator patrząc na nas wszystkich tak pochłoniętych
i przejętych utratą pluszaka, co najmniej tak bardzo jak utratą
pierścionka zaręczynowego. A gdyby mi ktoś parę lat temu, powiedział, że
będę prawie z płaczem przeszukiwała każdy kawałek domu w poszukiwania
pluszowego baranka, pomyślałabym, że chyba rozum postradał :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz