W sobotę wieczorem Oskarkowa mama poprosiła Oskarkowego tatusia by ten nazajutrz ugotował zupę. Na słowo "ugotował" tatuś zbladł jakby odrobinę, jego oczy lekko zwiększyły swoją objętość ale dzielnie odpowiedział, że da się zrobić. Trzeba dodać, że miała to być pierwsza tatusiowa zupa w jego kucharskiej karierze.
W niedzielę rano Oskarkowa mama wybrała się do pracy jak często to bywa. Jedna myśl jednak nie dawała jej spokoju. Jak to dziś tatuś sobie poradzi. Myśl ta tak strasznie mamę prześladowała, że jej absolutnie pracować nie pozwalała. Gdy godzina powrotu do domu nadeszła, wystrzeliła mama do pojazdu i tak się spieszyła, że mało kota sąsiadów życia nie pozbawiła. Trzymając jednak napięcie na wodzy z wielkim "udawanym spokojem" do domku weszła i już od progu pyta niby to udając, że nie czuje tych cudnych, niebiańskich zapachów, które ogarnęły cały dom. Ugotowałeś tatusiu zupę? Tatuś uśmiechem od ucha do ucha mamusię uraczył i rzekł... Ależ oczywiście... Mama do kuchni się udała i widok jaki ją zastał mało o omdlenie nie przyprawił... Tatuś ależ oczywiście zupę ugotował, i to w dodatku jaką, hoho... z pysznej soczewicy z dużą ilością marchewy i kurkumy, w pełni organiczna, tak jak Oskarek i mama lubi... Mniam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz