Powidła się smażą, błyszczą purpurowym blaskiem, słoiki miodu z babcinego ula czekają w kolejce do zapakowania a tarte jabłka na jabłecznik dawno ukryły się w walizce. Babcia gorączkowo zaczęła krzątać się po kuchni, co rusz pytająć "No co dzieci, co wam jeszcze zrobić, co jeszcze przygotować?". Łezka w oku się kręci bo wszyscy wiemy co to oznacza.
Nawet zdążyłam odrobinę czasu na słońcu poleżeć, Termometr tylko dziś wskazywał 31.2 C więc aż żal byłoby nie skorzystać kiedy tak smacznie dżemałeś. To chyba moja pierwsza godzina opalania od wielu lat.
Odwiedziliśmy wszystkich znajomych, przyjaciół i rodzinę. Zjedliśmy tony ryb i kilogramy brzoskwiń, o wypiciu galonów domowego wina i babcinych nalewek już z wrodzonej skromności nie wspomnę :) Nigdy też nie widziałam Cię tak umorusanego jak po każdym dniu tutaj. Ale jak to mówią "Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci" :) I z tym nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się zgodzić. Żal będzie niedługo się żegnać.
Nie wiem czemu, ale wizyta tegoroczna wydaje się być jakaś inna w porównaniu do zeszłorocznej. Może ta ilość słońca napawa mnie tak pozytywnie, może widok tych pięknych kwiatów wokół powoduje, że już zaczynam w duszy tęsknić a przecież jeszcze nawet nie odjechaliśmy. Jakże byłoby cudownie, tak sobie teraz myślę, gdyby jakaś maszyna czasu mogła nas po pracy w naszym urokliwym mieście u królowej przenosić na choćby weekendy własnie tutaj do miasta mojej ukochanej ceramiki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz