Ostatnie tygodnie dały się nam mocno we znaki. Dwa tygodnie późnych powrotów do domu, dwa tygodnie wielogodzinnych rozłąk z Tobą, czasem od wczesnego ranka do późnych godzin w nocy. Sama nie wiem, które z nas bardziej cierpiało z powodu lęku separacyjnego. Trudno mi dostrzec w tym wszystkim na szybko dobre strony poza jedną, która umocniła mnie w przekonaniu i wdzięczności dla własnego instynktu, który muszę przyznać śmiałam czasem postawić w stan powątpiewania, a któremu jestem szalenie wdzięczna za to, że podjął decyzję o dzieleniu snu z Tobą. Dziękuję za możliwości choćby po części nadrobienia straconego w ciągu dnia czasu. Trudno mi sobie wyobrazić co bym czuła przychodząc do domu a ty spałbyś gdzieś tam sam w wielkim łóżeczku a ja nie mogłabym Cię wyściskać i wycałować.
... bo nie ma nic piękniejszego, niż te właśnie momenty kiedy w nocy się przebudzasz i na wpół śpiąco spoglądasz na mnie, a zauważywszy moją obecność wtulasz się mocno, dokładnie okrywając się moimi ramionami. Moje serce rośnie a łzy szczęścia ciurkiem płyną po zmęczonej twarzy. Niesamowicie zmęczona ale obłędnie szczęśliwa zasypiam wpatrzona w 12 kg ideału i perfekcji przy akompaniamencie pochrapywania tatusia. Cudnie usypiac w takim uscisku.
Jestem prawdziwą szczęściarą mający takich dwóch mężczyzn wokół siebie.
Mama
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz